O mnie, o lesie, o kałuży

No to tak. O mnie, to będziecie się stopniowo dowiadywać wszystkiego w miarę czytania. Lub możecie po prostu zetknąć na mój profil, to taka wersja dla leniwych. Ale serdecznie polecam jednak nie ułatwiać sobie życia aż tak i przebrnąć przez jeszcze kilka stron tekstu (one naprawdę niedługo powstaną, cierpliwości).
*Tutaj jest poza tym jedna chytra pułapka, bo z tego konta korzysta niekiedy również moja dziewczyna, Proza. To ona pisała wszystkie komentarze jako Masakra. Nie było tego wiele, ale jednak wolę uprzedzić :]*

Las to już trudniejszy temat. Przede wszystkim dlatego, że lasów jest dużo. Bardzo dużo, a zwłaszcza w Śląskim. Konkretnie wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej, bo to tutaj mieszkam.
Nie wiem czy zauważyłeś, ale lasy to naprawdę chytre bestie. Kiedy już do jakiegoś wejdziesz, upaja cię piękny widok, od którego nie można oderwać oka. Idziesz dalej i dalej, aż w końcu zadajesz to magiczne pytanie: ,,Gdzie ja, do %#&#$@% jestem ?!" I ty sobie możesz wtedy szukać i szukać, a las się tylko śmieje w tle. Zdaje się mówić drwiącym głosem: ,,I tak nie znajdziesz!" Więc po co się wysilać?
Gubimy się dlatego, że każdy las z pozoru wygląda tak samo. Zielone liście, brązowe pnie, chaszcze dookoła i zielsko łaskoczące po łydkach. To ostatnie można dodać do mojej bardzo długiej listy rzeczy, które zawsze doprowadzają do szału.

No, to teraz kolej na największy zamotaniec, czyli na kałużę.
Mówiąc o kałuży, mam na myśli błoto, w które każdy z nas czasem się zagrzebuje. Myślę, że nie muszę tego bliżej opisywać, bo i tak wszyscy wiedzą, o co chodzi. Czasem, próbując samemu się wygrzebać, nieumyślnie możemy wkopać się głębiej..., i głębiej..., i głębiej... Aż w końcu dochodzimy do wniosku, że dalej się już nie da. I wtedy przydaje się ktoś lub coś, co nas z tego wyciągnie. Ja na przykład przypadkiem posiadam swego typu wyciągacz, w postaci mojego psa. A właściwie psów, ale o nich innym razem.

Od jakiegoś czasu moja dotychczas czysta i względnie nieszkodliwa kałuża zaczęła stopniowo zamieniać się w bajoro. I to dosłownie. No bo jak czulibyście się, gdybyście po trzynastu latach mieszkania w ukochanej mieścinie, ktoś nagle przyjechał, powiedział: ,,Część, kupuję wasz dom, więc @&#%$%#&@%@%# z niego do końca wakacji"? W dodatku zostalibyście wepchnięci do jednego, niezbyt dużego pokoju razem z młodszym o pięć lat bratem? A, i zapomniałem chyba jeszcze wspomnieć o nowej szkole, do której trzeba dojeżdżać publicznym busem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz